czwartek, 31 marca 2022

„Za kurtyną: Apogeum” Laura Savaes







Za kurtyną: Apogeum
Laura Savaes
Wydawnictwo: you&ya






„Za kurtyną: Apogeum” to debiutancka książka autorki, która przenosi czytelników do świata, w którym bohaterowie żyją, jakby znaleźli się na planie serialu „Gra o tron” czy też „Wiedźmin”. Dla głównej bohaterki było to niezwykle szokujące przeżycie, ponieważ pewnego słonecznego dnia była na wycieczce ze swoim bratem oraz ich znajomymi, całkiem miło spędzali wspólnie czas, a tu nagle znalazła się w zupełnie innym miejscu. Nikogo z nią nie było, jej bliscy zniknęli, a droga powrotna okazała się niemożliwa, bo po prostu zniknęła. Lena przez dłuższy czas nie mogła zrozumieć, co się tak naprawdę wydarzyło. Myślała, że stała się po prostu ofiarą jakiegoś mało śmiesznego żartu ze strony swoich znajomych.


Natomiast to, co spotkało ją potem, utwierdziło dziewczynę w przekonaniu, że nadal znajduje się w Polsce, ale tak jakby cofnęła się w czasie o kilkaset lat. Z czasem zdała sobie sprawę, że trafiła do innego wymiaru, bo już nic innego nie miało dla niej sensu. Z pomocą dwóch potężnych młodzieńców będzie za wszelką cenę próbowała odnaleźć się zarówno w tym świecie, dopasowując się do panujących ówcześnie zasad, reguł czy tradycji, jak i będzie starała się odszukać osób z jej świata, które utknęły w tym wymiarze razem z nią, co oczywiście nie będzie łatwym zadaniem do wykonania. Jednak Lena wierzy, że uda jej się wrócić do domu i do swoich najbliższych.


Muszę przyznać, że sam pomysł na książkę mnie zaintrygował z tym przeniesieniem się do innego wymiaru, a tym bardziej że akcja powieści rozgrywa się w Polsce, która nie przypomina tej współczesnej. Nie wiem czemu, ale na myśl przyszła mi tu właśnie produkcja „Dark”, nawiązując zapewne do jaskini i tego, co się stało potem. Ogólnie pierwsze sto stron przeczytałam od razu, byłam zaciekawiona, jak główna bohaterka uświadomi sobie, jak doszło do tego, co się wydarzyło i uważam, że wyszło to dobrze i dość naturalnie ukazano nową rzeczywistość, w której przyszło jej żyć. Dziewczyna w końcu zrozumiała, że nie znalazła się na planie jakiegoś serialu, a jej nowe otoczenie przypomina bardziej średniowiecze. W sumie nie tylko ona na początku musiała zrozumieć, co jej się przytrafiło, ponieważ musiała opowiedzieć swoje przeżycia osobie, bez której prawdopodobnie by zginęła.


Chociaż nie ukrywam, że nie do końca przemawia do mnie styl autorki, ponieważ na kartach tej historii mamy mnóstwo opisów, których nie jestem większą fanką, a zwłaszcza gdy nie wnoszą konkretnych informacji ważnych dla całej fabuły. Nie twierdzę, że zostały źle napisane, bo tak nie jest, ale po prostu było ich nieco za dużo, czułam przesyt. Początkowo faktycznie wprowadzały czytelnika w ten nowy wykreowany przez autorkę świat, ale potem nasza główna bohaterka zbyt często rozmyślała o tym samym, co nie do końca mi odpowiadało, drażniło mnie to po prostu. Poza tym jej myśli wiele razy wędrowały w kierunku jej brata Dominika. Widać, że dziewczyna ma z nim bardzo dobrą więź. Jednak miejscami nieco dziwne było to, jak wspominała, że bez niego nie poradziłaby sobie z prostymi czynnościami czy z podejmowaniem różnych decyzji. Generalnie Lena miała takie momenty w książce, że ciężko było mi zrozumieć jej zachowanie czy też wybory.


Jak już przeczytałam od razu te sto stron, później był taki moment, że zaczęło mi się nieco dłużyć. Jednak w zamku zaczęło się robić weselej od momentu pojawienia się Lefrica, na którego pewnie sporo czytelników zwróciło uwagę, bo nie można obok niego przejść obojętnie. Jest to taki promyk, który przekazuje innym swoją pozytywną energię. Moim punktem zwrotnym, który sprawił, że na nowo byłam naprawdę mocno wciągnięta w przedstawioną tu historię, jak się można domyślać, był oczywiście bezpośredni i porywczy Cedrik, któremu nie brakowało poczucia humoru. Ogólnie to w historii tej mamy dwóch młodzieńców, którzy zwrócili uwagę na Lenę i to z wzajemnością. Muszę przyznać, że stosunkowo nagła zmiana obiektu westchnień przypomina mi nieco to, co miało miejsce w „Dworach”, ponieważ mężczyźni przypominają mi z zachowania Tamlina i Rhysa. Niektórzy zarzucają tej relacji to, że wszystko wydarzyło się dość pospiesznie i faktycznie miejscami też tak czułam.


Książka nie jest pozbawiona wad. Osobiście nie jestem fanką takich długich opisów, co niestety przeważyło na mojej ogólnej ocenie, bo miejscami po prostu dłużyła mi się ta historia. Pierwsza połowa jest dość monotonna, to w drugiej zaczyna się więcej dziać, niektóre rzeczy czasami nawet zbyt szybko. Na wątek miłosny nieco przymknęłam oko, bo jednak polubiłam Cedrika i wydarzenia z nim dobrze mi się czytało. Generalnie, jeśli chodzi o trójkąty miłosne, nie jestem ich jakąś wielką przeciwniczką i od czasu do czasu lubię, jak się pojawiają w książkach. Oprócz nowej rzeczywistości, do której Lena musi się przyzwyczaić, w tle mamy wątki polityczne, które pod koniec historii stają się istotniejsze. Samo zakończenie mi się spodobało i sięgnęłabym po kolejny tom, bo myślę, że dalsza część ma jeszcze wiele do zaoferowania i sporo rzeczy może się wydarzyć.

♥ Julia

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz